Beata z Tomkiem ledwo pojawili się na
komendzie i od razu natknęli się na swojego przełożonego. Podinspektor Mariusz
Kwiatkowski zamykał drzwi od łazienki, skupiony na rozmowie przez telefon,
kiedy jego wzrok spoczął na nich. Gestem ręki pokazał, by zaczekali.
Beata dopiła kawę, zgniotła kartonowy
kubek i wrzuciła do wysokiego, plastikowego kosza.
— Dobra, dzięki. Później dam ci znać,
kochanie, teraz muszę kończyć.
Beata rzadko słyszała, żeby szef zwracał
się do kogokolwiek tak łagodnie. Jego żona miała szczęście, że nie musiała
doświadczać gniewu Kwiatkowskiego na co dzień, tak jak oni.
Podinspektor rozłączył się.
— Beata, ty nie powinnaś mieć przypadkiem
wolnego? — zapytał.
— Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze, szefie,
do mojego jakże elastycznego grafiku?
Uśmiechnął się półgębkiem, a przynajmniej
tak się Beacie wydawało, bo szybko odwrócił się w stronę betonowych schodów z
drewnianymi poręczami.
— Chodźcie, musimy porozmawiać.
Gabinet był całkiem przestronny i Beata zazdrościła,
że Kwiatkowski miał pokój na swoją wyłączność; duże biurko tekowe, zajmujące
centralną część, dwa regały pod przeciwległymi ścianami, wypełnione teczkami i
różnokolorowymi segregatorami. A także nieduży szklany stolik w rogu, na
którym stał ekspres, robiący najlepszą kawę pod słońcem. Ta z automatów,
stojących na korytarzach, mogła się schować.
Podinspektor usiadł w skórzanym fotelu, a
Beata z Tomkiem od razu zajęli dwa krzesła po drugiej stronie biurka.
— Mówcie, co macie.
— Młody chłopak, zastrzelony, ciało
znaleziono na ogródkach działkowych Kościuszki — powiedział Tomek, z rękoma
założonymi za kark. — Nie mamy jego danych, więc chwilowo figuruje u nas jako
N.N.
Szef odpowiedział skinieniem.
— Coś ciekawego znaleziono na miejscu? —
zapytał.
— Niewiele. Denat nie miał przy sobie
żadnych rzeczy osobistych, jedyne, co rzuciło się w oczy, to fakt, że wyglądał
na bezdomnego. Musimy przeszukać bazę zaginionych, może w niej figurować.
Wyglądał na dość młodego, może był na gigancie? — zastanowiła się Beata.
— Dobra, to działajcie. Podobno macie
Jabłońską na karku?
— Niestety — westchnęła.
Podinspektor rozparł się w fotelu, masując
skroń. Był wyraźnie niezadowolony. W końcu machnął ręką.
— Róbcie swoje, a jak będzie trzeba, zajmę
się tą żmiją.
Beata i Tomek przyjęli to do wiadomości i
zaczęli zbierać się do wyjścia.
— Zaczekajcie, jest jeszcze coś.
Popatrzyli na szefa zaskoczeni. Beata
usiadła z powrotem na krześle.
Pokój wypełniła nagle napięta cisza.
Kwiatkowski wodził wzrokiem po biurku, jakby szukał czegoś, na czym mógłby
skupić myśli. Zrezygnowany wypuścił z płuc powietrze i przeczesał dłonią czarne
włosy, poprzetykane nitkami siwizny. Wyprostował się i ułożył dłonie na biurku,
splatając je ze sobą.
— Mam złe wieści — zaczął zachrypniętym
głosem. Szybko odchrząknął. — Godzinę temu znaleziono samochód Norberta. Z
pierwszych ustaleń wygląda na porzucony, na tapicerce znaleźli krew, tak samo
jak wokół samochodu.
— Gdzie? — przerwała Beata, przesuwając
się na brzeg krzesła i zaciskając dłonie na podłokietnikach.
Kwiatkowski uciekł wzrokiem na bok i
zaczął wyłamywać sobie palce.
— W okolicach Jasienia, przy zbiorniku
retencyjnym — wyjaśnił po chwili.
— Chyba nie myślisz, że…?! — zawołała
Beata, wbijając przerażone spojrzenie w szefa. Schowała twarz w dłoniach, kuląc
się na krześle. — Boże, to niemożliwe…
— Ekipa nurków jeszcze dziś przeszuka
zbiornik. Pogoda nie dopisuje, ale nikt nie spocznie, póki… — Kwiatkowski urwał
nagle i przygryzł nerwowo dolną wargę.
Beata popatrzyła na niego zszokowana.
— Nie spoczną, póki co? Póki co?! —
krzyknęła i uderzyła otwartymi dłońmi o blat biurka.
— Beata, uspokój się. — powiedział surowo
Kwiatkowski, zaraz jednak złagodniał. Rozłożył ręce na stole. — Musimy zakładać
najgorsze, wziąć każdą możliwość pod uwagę.
Tomek, który stał za Beatą, położył dłoń
na jej ramieniu, wpatrując się z nieodgadnionym wyrazem twarzy w podinspektora.
Szczygłowska znowu skuliła się na krześle.
— Nie traćmy nadziei. Norbert się
odnajdzie. — powiedział cicho szef, bez najmniejszej nuty przekonania w głosie.
— Informuj nas — poprosiła Beata i nim
którykolwiek coś powiedział, zerwała się z krzesła i pędem opuściła gabinet.
Przemierzając korytarz pod ostrzałem
zainteresowanych spojrzeń, szybko wycierała pojedyncze łzy.
Była wściekła na siebie. Norbert od ponad
tygodnia przebywał na przymusowym urlopie. Niedawno stracił żonę w wypadku i
przestało mu iść w pracy. Miał dojść do siebie, poukładać życie na nowo. Beata
chciała go wesprzeć, ale ciągle znajdowała jakąś wymówkę, by nie zadzwonić czy
nie pójść do niego. Powtarzała sobie, że na pewno zrobi to jutro. A teraz mogło
się okazać, że żadnego jutra już nie będzie.
Przystanęła przy drzwiach gabinetu z ręką na
klamce, porażona nową myślą niczym błyskawicą.
Norbert miał dwójkę dzieci.
Poczuła, że nogi jej miękną i gdyby nie
silne ramię drugiego człowieka, które nagle ją otoczyło, upadłaby.
Tomek wprowadził ją do środka, zamknął
drzwi kopnięciem i pomógł jej usiąść na krześle.
— W porządku? — zapytał, przyglądając się
bacznie.
Odpowiedziała skinieniem. Tomek nalał do
ceramicznego kubka wody, którą Beata trzymała na biurku i wcisnął jej w drżące
ręce.
— Musisz ochłonąć — powiedział, kiedy piła
powoli.
— Jak możesz być tak spokojny? — zapytała,
jak już poczuła się zdolna mówić. Głos jednak wciąż miała zachrypnięty i nie
była pewna, czy zaraz nie zbierze jej się znowu na płacz.
Tomek oparł się biodrami o blat swojego
biurka, które stało przy oknie. Skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej,
mdłe światło, przedzierające się przez chmury, tworzyło cień na jego twarzy.
— W tej chwili nie mamy na nic wpływu. A
już na pewno nie na to, co się stało Norbertowi. Możemy tylko czekać i mieć
nadzieję, że jakimś cudem wszystko dobrze się skończy.
— Ty już go pochowałeś, prawda?
Tomek nie poruszył się nawet o milimetr,
patrząc w podłogę. Przedłużająca się cisza zaczęła kłuć w końcu Beatę w uszy. Komisarz odstawiła kubek na stół i wstała.
Dopiero wtedy Kruk uraczył ją spojrzeniem.
— Co zamierzasz? — zapytał, widząc, że
szła w stronę drzwi.
— Skoro mamy czekać, to chociaż
spożytkujmy ten czas — powiedziała lodowatym głosem. — Idę do łazienki, a potem
bierzmy się do roboty. Zacznij szukać naszego nieboszczyka w bazie zaginionych.
Nim Tomek ponownie się odezwał, wyszła,
trzaskając demonstracyjnie drzwiami.
***
Dzień nie zaczął się dla niego zbyt
dobrze. Najpierw, kiedy się obudził, zdał sobie sprawę, że nie pamięta, jak
trafił do mieszkania, a zaraz potem poczuł, że chce mu się rzygać.
Ledwo wygramolił się z łóżka i na
chwiejnych nogach dotarł do łazienki, by w ostatniej chwili pochylić się nad
sedesem i zwrócić całą treść żołądka. Charczał i sapał, a kiedy konwulsje
ustały, odetchnął głęboko i usiadł gołym tyłkiem na zimnych kafelkach.
Wtedy w drzwiach stanęła niewysoka
blondynka ubrana w jego biały t-shirt, ledwo zakrywający pośladki. Włosy miała
zmierzwione, a makijaż pod oczami rozmazany. Była całkiem zgrabna.
I kompletnie mu obca.
— Ostro wczoraj zabalowałeś — stwierdziła,
opierając się ramieniem o framugę. — Pamiętasz cokolwiek?
Obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
Spróbował sobie przypomnieć, co się wczoraj działo, ale nie potrafił wyłowić z
pamięci chociaż jednego rzeczowego obrazu, który mógłby mu nakreślić ciąg
wydarzeń.
— Nieważne — rzuciła dziewczyna,
kompletnie niezrażona. — Biorę dwie stówy i spadam. Dzięki za dobrą zabawę.
Siedział i słuchał, jak tamta się krzątała
po mieszkaniu. Chwilę później mignęła mu w przejściu i usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi.
Nagle jednak rozmyśliła się i stanęła
znowu w łazience. W jeansach i prostej, gładkiej bluzce przypominała zwykłą
nastolatkę. Myśl, że mógł pieprzyć się z nieletnią, sparaliżowała go.
Nie, nie był raczej tak nierozważny.
Spojrzał na nią wyczekująco, a ona
uśmiechnęła się, co tylko spotęgowało wrażenie, że była jeszcze głupim
dzieciakiem.
— Masz zajebistą giwerę, wiesz?
Mrugnęła do niego i wyszła.
Tym razem już został sam. Nie do końca
rozumiał, co miała na myśli, ale nie mógł się nad tym dłużej zastanowić, bo
znowu poczuł, że chce mu się rzygać.
***
Beata nie potrafiła na niczym się skupić.
Od kilkunastu minut wpatrywała się w ekran monitora jak ciele w malowane wrota,
przeglądając bazę zaginionych, a zdjęcia osób poszukiwanych tylko przesuwały
jej się przed oczami. Zrezygnowana opuściła głowę i zaczęła pocierać oczy
palcami, jakby chciała je na siłę wcisnąć w głąb czaszki.
Zerknęła na Tomka. Jego biurko było
ustawione pod przeciwległą ścianą tak, że siedział do niej prawym profilem. Jak
ona przeglądał bazę, z brodą podpartą o wierzch lewej dłoni.
Siedzieli w milczeniu przeszło już
czterdzieści minut. Beata nie czuła potrzeby, by o czymkolwiek rozmawiać. Mimo
to cisza drażniła ją coraz bardziej.
Szczygłowska przeniosła wzrok ponownie na
ekran i uzmysłowiła sobie, że wolałaby po stokroć bardziej brać udział w
poszukiwaniach Norberta, niż tkwić tutaj. Ta stagnacja, w której była
zawieszona, dręczyła ją. Beata wiedziała, że Norberta poszukują najlepsi od
tego ludzie i tropią go psy. Jej obecność niczego by nie zmieniła, ale komisarz
i tak wolałaby być teraz tam. Chciała wiedzieć, co się dzieje!
A potem Beata wyobraziła sobie, jak
wyławiają jego ciało z wody. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz i szybko
odepchnęła ten przykry obraz. Boże, czy istniała jakaś szansa, że Norbert
jeszcze żył?
—… do ciebie?!
Beata zdała sobie sprawę, że odpłynęła,
kiedy wyrósł przed nią Tomek. Popatrzyła na niego pytająco.
— Skup się, do cholery! — warknął Kruk,
pochylając się nad monitorem.
Beata zignorowała ostry ton.
— Co chciałeś?
Tomek się wyprostował, krzyżując ramiona na
piersi.
— Dariusz Łajewski. Tak nazywa się denat —
wyjaśnił krótko.
Beata uniosła brwi. Spodziewała się, że
szukanie potrwa znacznie dłużej. Z reguły potrafili przesiedzieć przed
monitorem nawet dwie godziny. Najwyraźniej tym razem szczęście się do nich uśmiechnęło.
— Pokaż — powiedziała, wstając z krzesła.
Wystarczyło jedno szybkie spojrzenie na
zdjęcie, by wiedzieć, że to był on. Z monitora spoglądał na nich nastolatek o
ciemnych włosach, pochmurnym spojrzeniu i szczupłej, pociągłej twarzy. Było
jednak w nim coś… niepokojącego. Beata nie wiedziała, czy to za sprawą
spojrzenia, ale odniosła wrażenie, że chłopak potrafił sprawiać za życia
kłopoty.
Przesunęła wzrokiem ze zdjęcia na tekst.
Szybko go przestudiowała.
— Ciekawe. Zaginął ponad cztery miesiące
temu — mruknęła pod nosem.
—Trzeba powiadomić rodziców chłopaka i
ściągnąć ich tu — powiedział Tomek.
Beata przejechała dłonią po krótkich,
czarnych włosach.
— Zrób to natychmiast — poleciła. — Ja
zadzwonię do Jabłońskiej. Może będzie chciała być przy przesłuchaniu.
— Oby nie — mruknął Tomek, wstukując już
numer Piotra Łajewskiego w telefon.
Kiedy w słuchawce usłyszał pierwszy
sygnał, poczuł znany mu skurcz w okolicy żołądka.
Nienawidził być posłańcem niosącym złe
wieści.
***
Nalał sobie do szklanki wody prosto z
kranu i wypił w kilku łykach. Odetchnął głęboko, raz jeszcze próbując dokładnie
przypomnieć sobie, co zaszło wczoraj.
Pamiętał, jak podczas spotkania z kumplami w pubie
dostał telefon od matki, że ktoś próbuje się z nim spotkać i był u niej.
— Pan Trzebicki powiedział, że ma do
ciebie pilną sprawę, Marcinku. — Kiedy usłyszał wtedy to nazwisko, w jednej
chwili cały stężał.
W domu matki zjawił się chyba w ciągu
dwudziestu minut. Gdy tylko znalazł się w niedużym pokoju gościnnym i zobaczył
tego człowieka, jak z pogodnym uśmiechem rozmawiał z matką, poczuł, że robi mu
się słabo.
Kobieta powitała go radośnie, ale jak
tylko Trzebicki odwrócił wzrok, posłała mu jednoznaczne spojrzenie.
Pozbądź się go stąd.
Marcin widział, że ręce jej drżą. I nie
dziwił się. Sam bał się Trzebickiego jak mało kogo. Musiał jednak zachować
pozorny spokój. Trzebicki nienawidził słabeuszy. A Marcin słaby przecież nie
był.
— Mamo, zrobisz mi herbaty? — poprosił,
siląc się na swobodny ton.
Kobieta ochoczo przytaknęła, ostatni raz
uśmiechnęła się w stronę Trzebickiego i szybko opuściła pokój.
— Siadaj, młody. — Trzebicki wskazał na
wolny fotel, który wcześniej zajmowała matka.
Chociaż Marcin znalazł się w rodzinnym
mieszkaniu, to teraz czuł się bardziej jak gość. To Trzebicki rozdawał karty.
Marcin powoli usiadł, ale każdy mięsień miał napięty.
Przyglądali się sobie dłuższy czas, jakby
oceniali siebie nawzajem.
Trzebicki jak zawsze był ubrany
nienagannie. Dziś miał na sobie dopasowany jasnoszary garnitur, białą koszulę i
dobrze dobrany krawat w odcieniu ciemnego granatu w jasne, drobne wzorki.
Marcin przy nim, w materiałowych czarnych szortach i czerwonym, poplamionym
t-shircie, wyglądał jak troglodyta. Jedyną przewagą nad szefem było
wysportowane, silne ciało. Trzebicki należał do zadbanych, ale szczupłych,
jakby pozbawionych mięśni. Jednak nawet ta przewaga nie potrafiła w jego
obecności dodać Marcinowi wystarczającej pewności siebie.
— Coś się stało, że zjawiłeś się
osobiście, szefie? — zapytał w końcu Marcin.
Trzebicki milczał przez chwilę, udając, że
nagle zainteresował go obraz na ścianie obok. Malowidło przedstawiało jakiś
mało wymyślny krajobraz z lasem w tle i zachodem słońca. Zaraz Trzebicki znów
spojrzał na Marcina i jego pogodny wyraz twarzy zniknął. Jego ciemne oczy
nabrały znienacka groźnego wyrazu. Mężczyzna splótł dłonie, na których wsparł
brodę.
— Pojawił się mały problem i chciałbym,
żebyś się nim zajął, Marcin — wyjaśnił spokojnym głosem.
— Oczywiście. Co to za problem?
Trzebicki uśmiechnął się i jego twarz
znowu się rozpogodziła.
— Zawsze lubiłem w tobie ten zapał.
Wyjaśnię ci, ale nie tutaj. Chodź ze mną.
Wstali jednocześnie i kiedy kierowali się
do wyjścia, Marcin minął się z matką niosącą kubek z herbatą. Na jej pytające
spojrzenie tylko pokręcił głową.
Trzebicki zaparkował czarnego mercedesa
tuż przed klatką.
Gdy Marcin zajął miejsce pasażera, poczuł
nerwowy ucisk w żołądku. Miał nadzieję, że wszystko potrwa krótko i za chwilę
będzie już mógł oddychać powietrzem pozbawionym obecności tego człowieka.
Trzebicki, siedząc za kierownicą, otworzył
schowek po stronie Marcina i wyciągnął z niego nieco pomiętą brązową kopertę.
Podał mu ją.
— Tutaj masz wszystko, czego potrzebujesz.
Dziś zadzwoni do ciebie mój przyjaciel i poda ci szczegółowe informacje. Bądź
pod telefonem. Jasne?
Marcin ważył w dłoniach dużą wybrzuszoną
kopertę, zastanawiając się, co sprawiało, że była taka ciężka.
— Zrozumieliśmy się? — zapytał ponownie
Trzebicki.
— Tak, oczywiście.
— Świetnie — odpowiedział szef z
uśmiechem. — Powodzenia.
Marcin nalał sobie kolejną szklankę wody i
wypił ją za jednym pociągnięciem. Znów głęboko odetchnął i przeniósł wzrok ze
zlewu na blat obok, na którym leżał czarny, połyskujący pistolet.
Wyciągnął rękę i zamarł. Przed oczami
pojawił mu się nagle obraz przerażonego chłopaka. Marcin mierzył do niego, słuchając
jego płaczliwego błagania o litość. A potem strzelił. Nabój przeszedł z taką
łatwością, jakby rozdzierał bawełniany materiał, a nie czaszkę i mózg.
Cofnął gwałtownie dłoń. Chwycił się zlewu,
czując, że robi mu się słabo. Powoli docierała do niego brutalna prawda jego
czynu.
Zabił człowieka.
Przeczytałam całość, więc nadszedł czas na komentarz.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Czytając pierwszy rozdział, nie mogłam uwierzyć, że to opowiadanie opublikowane na blogspocie, a nie wydana książka. Dlaczego? Bo było wiele słów, których nie znałam i musiałam je aż wygooglować! Bardzo mnie to cieszy, bo lubię poszerzać słownictwo, ale nie zmienia to faktu, że miło mnie zaskoczyłaś. Pierwszy raz mi się to zdarzyło przy czytaniu bloga. Np.: denat, emalia itd.
Dawno nie czytałam żadnego kryminału, więc będzie to miła odmiana. Mój mózg przynajmniej będzie musiał się namęczyć przy czytaniu XD
I te opisy: bardzo dobre, plastyczne. Nie miałam problemu w wyobrażeniu sobie opisywanych przez ciebie sytuacji, bohaterów, miejsc. Brawo! :)
Nie znam się na procedurach postępowania przy znalezieniu trupa, ale wydaje mi się, że wyszło ci bardzo realistycznie i dla takiej amatorki jak ja przekonująco.
Tak myślałam, że Dariusz z prologu to ta ofiara. Ale przyznaję, że to ciekawy zabieg. Mimo że wiem już, że jest martwy, to nie zmniejsza to mojej ciekawości, by dowiedzieć się, co się z nim stało. Chwila, chwila, chwila. Pisałam komentarz na bieżąco i właśnie doczytałam do końca. Marcin jest mordercą? Zastanawiałam się, co łączy go z Beatą, a teraz mamy odpowiedź. No nieźle. Jestem ciekawa, co stanie się dalej.
Na początku rozdziału jest ,,lagodnie".
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam!
academie-mirandel.blogspot.com
Wydana książka? :D Heh, chciałabym. ^^ Planuję w przyszłości takie coś, na razie szlifuję warsztat. :)
UsuńCieszę się, że opisy ci przypadły do gustu i nie są zbyt mało obrazowe.
Ja wszystkich procedur też, niestety, nie znam, muszę się wspomagać internetem i odpowiednimi książkami. :D
Nie do końca zrozumiałam, co masz na myśli, mówiąc, że coś łączy Marcina z Beatą? Poza tym, że Beata będzie go szukać. :D Chyba, że o to chodziło. ;)
Pozdrawiam cieplutko i obiecuję zajrzeć do ciebie.
Rozumiem. Sama marzę o wydaniu książki, a jeszcze wiele mi brakuje, by osiągnąć taki poziom.
UsuńAle widać dobrze zrobiony research, więc zasługuje to na pochwałę.
Właśnie o to mi chodziło. Źle się wysłowiłam :)
Dziękuję i życzę dużo weny! :D
O nie, Norbert zaginął?! Robi się poważnie. Zaciekawił mnie ten wątek, wiec czekam na jego rozwinięcie.
OdpowiedzUsuńNo i znamy już nazwisko denata. Tak coś mi się zdawało, że to może być chłopak z prologu. Teraz tylko trzeba dowiedzieć się co działo się z nim przez te cztery miesiące i co takiego nabroił, że musiał zginąć... Przed wyjściem z domu powiedział do mamy "Do zobaczenia". Cóż, szkoda, że do tego zobaczenia nie doszło.
Kim był denat nie miało być wielką tajemnicą akurat. ;)
UsuńPowiem tyle, od momentu opuszczenia domu, Dariusz nie miał lekko.
Pozdrawiam cię cieplutko.
Zdaje się, że wiel się w treści zmienilo. B. ciekawi mnie wątek Trzebickiego i jakiego haka ma na rodzinę Marcina. jak ma się ten fragment do opoisywanych wydarzen? Czy jest rerospekcją sprzed czterech meisiecy i oznacza, że Marcin zabił Dariusza. Ale najbardziej przejęłam sie, że być może zabiłaś Norberta! Tzn. próbuje podchodzic do sprawy racjonalnie i jednak wydaje mi się, że masz wobec niego plany, ale to nie znaczy, że mogłas np. wyrzadzic mu jakaś szkodę, a ja już zdązyłam go polubić... ciekawi mnie też, kto był tym skacowanym gościem z jednego fragmentu...
OdpowiedzUsuńChyba nie czytałaś uważnie. :D
UsuńSkacowany gość to Marcin, myślałam, że to będzie oczywiste, po tym nawiązaniu do giwery i faktem, że w obu fragmentach ledwo, co pamiętał wydarzenia. A retrospekcja jest z dnia poprzedniego, to też jest napisane (Odetchnął głęboko, raz jeszcze próbując dokładnie przypomnieć sobie, co zaszło wczoraj.)
A Norbert, no cóż, czy żyje to się okaże. :D
Pozdrawiam!
No właśnie też się zastanawiałyśmy nad tym przy becie, czy ten jeden "enter" wystarczy, aby czytelnik się połapał, że to retrospekcja "z wczoraj". Może trzeba było to jeszcze jakoś inaczej podkreślić...? Sama nie wiem.
UsuńTeż nie wiem. W książkach, które czytałam różnie jest to pokazane, albo robią enter, albo nawet nie, tylko jest to ciągiem. Kursywa mi nie pasowała jakoś do tego.
UsuńA ubrać w słowa też inaczej jakoś tego nie potrafię. Mogę ewentualnie tę retrospekcję, zacząć słowami "Pamiętał, że..."
UsuńMnie się ten enter wydawał przypadkowy i miałam nawet na to zwrócić uwagę.
UsuńNie znając wcześniejszych wersji zastanawiałam się przez chwilę, czy to nie ten Norbert po zostawieniu auta zabalował (różnie można przeżywać żałobę), bo kto może mieć pistolet jak nie policjant, ale ostatnia scena jak dla mnie dobitnie pokazała, że chodziło o Marcina.
Ogólnie ciekawie rozwija się ta cała intryga. Mamy zmarłego, mamy zabójcę - teraz może być już tylko pod górkę. ;)
Dobra, powoli wracam do życia. :D
UsuńJak kiedys wpadne na inny pomysł z tą retrospekcją to zmienię. :D
A intryga będzie się tylko zagęszczać, przynajmniej na początku. ;)
Okej, muszę się totalnie oduczyc porównywania do poprzednich wersji tego tekstu, bo zmieniłaś naprawdę dużo i to niektóre rzeczy wręcz diametralnie :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam fakt, ze wszyscy zgodnie nienawidzą Jabłońskiej xd
Troche rozumiem, ze Beata zwlekała z telefonem do Norberta. Nikt nigdy nie wie, co powinno się mówić w takich sytuacjach.
Chyba każdy sie domyślił, że trupem jest Dariusz, ale cieszę się, że zostało to potwierdzone. No i nadal chcę sie dowiedzieć, co sie z nim stało. I współczuje TOmkowi, że musiał przekazać rodzicom taką wiadomość.
Jakieś to sie wydaje za proste, żeby Marcin zabił Dariusza, nie podałabyś nam tego w pierwszym rozdziale... No dobra, wiem, że mamy wyraźnie napisane, ze zabił człowieka, ale jakos to wypieram. Może to był jakis inny chłopak... Ale dwa trupy, niepowiazane ze sobą, to jakieś dziwne. Chyba że SĄ powiązani. ha! No dobra, ciekawa jestem jak o sie dalej potoczy :D I naprawdę mam nadzieję, że Norbert sie znajdzie ;c
Weny!
Przez to, że znasz Norberta z wcześniejszych wejrsji to już palasz do niego sympatią. :D
UsuńJabłońska jest taką postacią, która nie robi razej dobrego wrażeniana początku, chociaż czy to się zmieni? :D
Wiesz, to że masz na początku zabójcę, nie znaczy, że pójdzie łatwo. Ty wiesz kto zabił, ale policja nie. :D Poza tym, myślisz, że to wszystko, co mam w planie? ;)
Można by powiedzieć NARESZCIE!! :) W końcu dotarłam. Miałam jednak wiele spraw, dlatego dopiero teraz udaje mi się skomentować, bo rozdziały, jak tylko mogę, czytam w autobusie w drodze do pracy :)
OdpowiedzUsuńI bardzo mi się podoba ta zmiana koncepcji... widać wyraźnie, że wszystko jest zupełnie inaczej, niż poprzednio. Ja też szykuję wielkie BUM w ŚT, ale na razie nie o tym.
Ofiara - ten młody chłopak, wiesz lub nie, ale od razu skojarzyłam, że to będzie Darek z Prologu xD Choć naprawdę nie przepuszczałam, że tak szybko nasi policjanci dojdą do identyfikacji. Z Prologu wywnioskowałam, że matka była dość ostra (z czego pamiętam, heh), ale najwidoczniej mają sece, że po ucieczce syna, zgłosili jego zaginięcie na policję. Tym teraz lepiej dla policjantów, że wiedzą kto to, heh xD Ale żałuję Tomka, że musiał przekazać tak smutną wiadomość rodzicom - to zawsze ciężki orzech do zgryzienia... przekazywanie takich informacji, ale pewnie z czasem taki policjant się przyzwyczaja.
I tak jak u góry, też przez chwilę myślałam, że Norbert to ten "na kacu", choć nie do końca byłam o tym przekonana. Bo Norbert i prostytutka? Czyżbyś aż tak zmieniła jego postać? :) Nie pasowało mi to i widać rozwiałaś moje wątpliwości. Ciekawi mnie, czy Marcin jest zabójcą, ale najbardziej zaciekawiła mnie postać Trzebickiego... ciekawe co to za gości? xD
I mam nadzieję, że Norbertowi nic nie będzie i się odnajdzie :)
Muszę też pochwalić Grafikę Twojego bloga, jest naprawdę imponująca :)
Pozdrawiam ciepło i do następnego :*:*
O rety, miło zobaczyć komentarz od cienie. :)
UsuńCieszę się, że zmiany ci się podobają, fabuła została mocno zmieniona, więc historia niewiele ma wspólnego z poprzednimi wersjami. ;)
O rodzicach Darka będziesz mogła się bardziej wypowiedzieć p trzecim rozdziale. Ciekawa jestem opinii. ;)
A u ciebie czekam na zmiany, chętnie poczytam odświeżoną wersję ŚT. :)
A to czekam na następny rozdział z niecierpliwie ;)
UsuńAch, miło mi, że chcesz zostać i u mnie :) Cieszy mnie to bardzo, ale na nową wersję ŚT trzeba niestety poczekać, bo najpierw chcę skończyć opowiadanie potterowskie, żeby potem mogła całkowicie skupić się na moim autorskim tworze :D
Wszyscy jak jeden mąż nienawidzą Jabłońskiej :D I ten rozdział bardzo mnie zaskoczył! Jako że czytałam prolog o wiele wcześniej... Wstyd się przyznać, zapomniałam o Darku. Dopiero we fragmencie, gdy Tomasz poznał tożsamość denata, oświeciło mnie.
OdpowiedzUsuńPrzy fragmencie z blondynką, przez moment pomyślałam sobie "no tak, wszyscy myślą, że Norbercik nie żyje, a Norbercik czyżby sobie konkretnie zabalował?" :D. Ale dziwiłby się wtedy pochlebstwami na temat swojej giwery? Poza tym pamiętam wcześniejszą wersję i wcześniejszego Norberta... I naprawdę było mi przykro, gdy Kwiatkowski wyjawił Tomkowi oraz Beacie o samochodzie...
Najbardziej jednak zaskoczył mnie ostatni fragment. Nie spodziewałam się, że tak szybko podasz nam na tacy mordercę. Chociaż znając ciebie, to nie będzie to takie proste, jak się wydaje i być może jedynie wodzisz nas podstępnie za nos :P
No i zapomniałam dodać, że bardzo zainteresował mnie wątek Trzebickiego :P
Usuń